Śpiew
napisane we wrześniu 2018

Mniej więcej od 10 roku życia – jakoś wtedy poszłam do harcerstwa – gdzieś w okolicy się grało na gitarach i śpiewało. Pierwszą gitarę kupiłam mając jakieś 15 lat, pod koniec pierwszej klasy liceum. Całkiem niezły klasyk Martina służy mi dzielnie do dziś i mam do niego ogromny sentyment.

W liceum 1/4 klasy grała na gitarach. Dodatkowo jeździłam na obozy żeglarskie, gdzie wspólne śpiewanie szant (i nie tylko) było czymś oczywistym. Do dziś mam kasetę video z nagraniem naszych śpiewów ze sztynorckiej "Zęzy".

Tylko... nie śpiewałam dobrze. Zdecydowanie o wiele lepiej szła mi gra na gitarze – pomimo że jestem zdecydowanie gitarzystą rytmicznym i słabo mi idą solówki – to byłam w stanie zagrać mniej więcej wszystko o co mnie poprosili. Problem zaczynał się, gdy padało "zaśpiewaj"... Choć po przysłowiowym drugim piwie nikomu to i tak nie przeszkadzało, więc śpiewałam jak potrafiłam. Potem się okazało, że tylko utrwalałam złe nawyki...

Miałam 33 lata, kiedy totalnym przypadkiem zaczęłam przeglądać na "znanym portalu społecznościowym" strony proponowane mi przez znajomych. Między innymi kolega z liceum polecał mi Open Voice Studio – jak się potem okazało prowadzone przez jego siostrę – Agnieszkę Kamińską.

Idea pójścia na lekcje śpiewu kiełkowała mi już wtedy od jakiegoś czasu, nawet o mały włos nie zrobiłam tego z koleżanką z pracy, zanim jednak wykonałyśmy jakiekolwiek kroki to jej macierzyństwo przyćmiło te plany.

Kliknęłam, że lubię, tak na przyszłość, bez konkretnych planów. A tydzień później wyświetliła mi się informacja o nowym naborze na lekcje. Zadzwoniłam tego samego dnia, usłyszałam "przychodź, zobaczę co sie da zrobić".

1 września 2015 moje życie zaczęło się odmieniać...

Właśnie za tymi drzwiami przez ostatnie 3 lata pracowałam nad tym, żeby odzyskać umiejętność śpiewania.

Było w tym wiele "mocnych" momentów, odkrywania siebie, przełamywania barier, wzruszeń, zwątpienia, nadziei...

Ale muszę powiedzieć jedno – NIGDY, PRZENIGDY, ani przez jedną sekundę nie żałowałam wykonania tego pierwszego telefonu. A wręcz uważam to za najlepszą rzecz jaką sobie w życiu zrobiłam.

Życie w dzisiejszych czasach wymusza w nas wpasowanie się w jakieś ramy, często musimy rezygnować z wyrażania własnych opini, z głośnego śmiechu lub, o zgrozo!, krzyku.

Droga powrotu zza tych wszystkich barier jest długa. Tu nie chodzi tylko o to, żeby nauczyć się generować idealne fale dźwiękowe o określonej częstotliwości. Tu przede wszystkim chodzi o to, żeby odważyć się wyrażać siebie.

To jest niesamowite, jak wszelkie nastroje i cała sytuacja psychofizyczna odzwierciedlają się w tym, jak się śpiewa. I w drugą stronę – jak śpiew potrafi wpływać na naszą sytuację psychofizyczną.

Przez te trzy lata, które minęły w sumie nie wiadomo kiedy, nauczyłam się o sobie więcej niż przez całe poprzedzające życie. Nie do końca jestem w stanie opisać to słowami. Ale z nauką śpiewu jednocześnie odrobiłam bardzo ważną lekcję życiową, stałam się o wiele bardziej pewna siebie, świadoma swoich emocji. Odważna.

Już nie mówiąc o tym, jaką śpiew (i granie) jest przyjemnością. Czystą, fizyczną przyjemnością.

Te wszystkie wibracje, współbrzmienia, harmonie... Głaszcze to człowieka w środku jak nic innego.

Mniej więcej też w połowie 2015 roku zaczęłam się regularnie spotykać ze znajomymi, żeby wspólnie pograć i pośpiewać – nasze śpiewogrania odbywają się do dziś i sprawiają mi niesamowitą radość.

Od dłuższego czasu też nagrywam swoje śpiewanie – zanim jeszcze zaczęłam się uczyć u Agnieszki, to robiłam to w ramach "testów" – bo mi się naprawdę wydawało, że dobrze śpiewam, dopóki nie usłyszałam tych nagrań...

Dzięki temu teraz mam ogromną ilość materiału do porównywania postępów. I planowałam takie porównanie na trzecią rocznicę lekcji od dawna.

Czekałam trochę na ostatnią chwilę, bo miałam wrażenie, że śpiewam z tygodnia na tydzień coraz lepiej, a jak już czas prawie minął okazało się, że los płata figle i praktycznie nie ma kiedy tego zrobić.

Ale udało się wytworzyć werjsę taką lekko na kolanie. Z założeniem, że kiedyś zrobię to lepiej i dokładniej, bardziej dopracuję szczegóły. Choć tak naprawdę... nie chcę się tu chwalić. Chcę tylko dać świadectwo. Temu, że trzeba, i że warto, i że da się, i że jak się chce to dużo można zmienić. I że to nie prawda, że "nie umiem śpiewać" musi byc wieczne.

Owszem, pewnie wiele z Was pomyśli, że trzy lata to ogrom czasu. Ale spójrzcie za siebie. Czy te trzy lata temu były tak strasznie dawno? Przecież to chwila ;-) Chwila, która może odmienić Wasze życie!

https://www.youtube.com/watch?v=ztR9KVUy0rI