Indie i Nepal
napisane latem 2018

Strona
6 z 6
12345
6

Dzień 13 – Nagarkot
26.10.2013

Nie wiem, kto wymyślił to, że wschody słońca są tak wściekle rano. Ale cóż.. po raz kolejny wstaliśmy o jakiejś 4 nad ranem, żeby zostać dowiezionym na punkt widokowy.

Oczywiście trafiliśmy na piękne warunki i cudowną widoczność... ;-)

Całe szczęście, że jednak zdołało się cokolwiek przejaśnić na moment i zobaczyliśmy Himalaje.

No serio! Nie widzicie? Przecież to jeden z lepszych punktów widokowych w okolicy ;-)

Dla ułatwienia poniżej wersja z teleobiektywu po lekkim podciągnięciu.

Taka dobra widoczność nie trwała długo i zaraz nadciągnęły chmury, które skutecznie zabrały nam resztkę widoku, ale przynajmniej stworzyły całkiem fajny klimat.

No i upolowałam sobie widmo Brockenu!

Już nie pamiętam kto rzucił hasło, że możnaby zrobić przy okazji jeszcze krótki trekking z powrotem zamiast wracać na kołach, w każdym razie poszliśmy.

Chodzenie po górach ma to do siebie, że często jest pod górę a także niezerową ilość liczbę razy trzeba podejść gdzieś schodami. Takimi kamiennymi, totalnie niedostosowanymi do ergonomii ludzkiego kroku. Co przy braku kondycji i ciężkiej fotograficznej torbie jest oczywiście czystą przyjemnością i chwilowym spełnieniem marzeń.

Fakt, że ładnie było i Himalaje gdzieś tam do nas mrugały.

Generalnie jak człowiek myśli Nepal, to automatycznie kojarzy z tym Himalaje, ogólne zimno, wysoko i śnieg. A tak w przeważającej części Nepal jest krajem ciepłym, żeby nie rzec tropikalnym.

Wszędzie zielono, pola ryżowe spływają tarasami ze zboczy, żar leje się z nieba i tak pomaga w wędrówce...

Po tym co widziałam do tej pory na świecie jestem skłonna stwierdzić, że im gdzieś cieplej, tym więcej rzeczy chce nas zabić. Jakoś nigdy nie pociagały mnie te wszystkie dżungle i pustynie z tymi wszystkimi jadowitymi stworami.

Niestety okazało się, że tu nie trzeba iść do dżungli, żeby na takie jadowite stwory się nadziać. A ten mały czarny pajączek, który dzień wcześniej załatwił nam wolne od kąpieli, ma tutaj zdecydowanie bardziej wypasionych kumpli w jakichś kosmicznych ilościach.

Całe drzewa były pokryte ogromnymi pajęczynami z uwieszonymi na nich 4-5cm pająkami. Czarno-żółtymi. Moje życiowe doświadczenia także mówią, że im owad bardziej czarno-żołty i większy tym bardziej boli bezpośredni z nim kontakt. Dlategoż też od tych pajkąków trzymaliśmy się z daleka, czego słuszność też potwierdził nasz przewodnik, opowiadając coś o więlkich bąblach i bólu przez tydzień...

Całe szczęście spotykaliśmy też zdziebko milsze stworzonka.

Droga powrotna wiodła przez Bhaktapur i nie odmówiliśmy sobie ostatniego spaceru po tym mieście.

Brakuje słów, żeby opisać "to coś" co ono posiada. Jakby człowiek cofnął się w przeszłość, na chwilę zatrzymał czas, wrócił do jakiegoś sedna...

I ten spokój w oczach mijanych ludzi. Czynności wykonywane w ten sam sposób od wieków. Suszące się na słońcu gliniane naczynia i zboże. Za każdym razem kiedy wspominam pobyt tam aż się cieżko na sercu robi na myśl o tym, co z tym miejscem zrobiło trzęsienie ziemi...

Z notatek podróżnych

spontaniczny trekking nie jest zły
do końca nie dowiemy się, czy trasa Bhaktapur - KTM powinna kosztować 50NPR/os, skoro w poprzednią stronę zapłaciliśmy 25NPR/os
kolejny wschód słońca nie był powalający - chyba sobie odpuszczę takie przyjemności
zanim kiedykolwiek przyjadę tu na trekking to najpierw wypracuję kondycję
naproxen jest fajny
poprzednia strona